poniedziałek, 9 marca 2009

Takie tam - czyli o polityce kadrowej PO

Na Debacie aktualnie trwa dyskusja o eutanazji i in-vitro. Jako, że o jednym i drugim już pisałem i zdania jakoś nie zamierzam zmieniać, to pozostawię temat zakończony na dwóch notkach i komentarzu. Dodam jedynie, że z dupy (a raczej, czy też czyli programu Lisa na drugim kanale TVP) wzięta dyskusja nie zapowiada się na specjalnie merytoryczną. Raz, że PO specjalnie nie chce się narażać klerowi przed wyborami do PE i prezydenckimi, dwa, że takie dyskusje dyktowane programem w TiVi są z góry skazane na porażkę. I nawet Palikot tu nie pomoże.

Dlatego też zostawiając polskie piekiełko "wojen ideologicznych" (co ciekawe chyba tylko kler i klerolubni politycy mogą te tematy uważać za ideologiczną wojnę), skupię się raczej na ostatnich ruchach horyzontalnych premiera - w myśl słów pewnej piosenki "prawy do lewego".

Ruchem z prawa można nazwać poparcie dla byłej szefowej MSZ Anny Fotygi na stanowisko ambasadora przy ONZ. Organizacja ta jaka jest to każdy widzi, nie zmienia to w niczym faktu, że na tak eksponowane stanowisko lepiej puścić kogoś kto ma własne zdanie, jest bardziej zbliżony do środowisk rządowych, a nie smyczy bliźniaków i co najważniejsze ma jakieś kompetencje. Bo jeśli o to chodzi to pani Fotyga może i nadaje się na ambasadora w jakimś mało znaczącym kraju - jak Gwinea Równikowa, czy coś w okolicach Kaukazu. No, ale kompromis musi być - szkoda tylko, że ze szkodą dla Polski.

Ruchem z lewa jest poparcie dla Cimoszewicza i nominowanie go do roli sekretarza generalnego Rady Europy. Ruch jak najbardziej korzystny dla PO - raz, że przekonać do siebie mogą niezagospodarowany elektorat centro-lewicowy, dwa, że potencjalny kandydat na prezydenta pójdzie w odstawkę. Nie ma też co się dziwić Cimoszewiczowi, że wkurwiony przepychankami lewicowych watażków narysował na nich grubą kreskę. Szkoda tylko, że z sekretarzowania wyjdzie wielkie nic, bo centrum i lewica europejska mają własnych ludzi, którzy pewnie się bardziej do tego nadają, a przynajmniej mają poparcie. To już lepiej by było, gdyby wystartował zwyczajnie do PE, bez pchania się na eksponowane stanowiska.

Dodając jedno do drugiego dochodzę do paru wniosków: PO wciąż stara się gospodarować lewą stronę, która specjalnie nie ma swoich reprezentantów, pokazuje to, że wciąż chce być partią dla wszystkich - poza skrajnościami. Na ile uda się jej łączyć prawe z lewym zobaczymy. Gorączkowe sklecanie list do wyborów do PE pokazuje też, że braki kadrowe w tejże Platformie są widoczne gołym okiem - brakuje twarzy znanych lub fachowych, które można by wystawić i liczyć na dobry wynik, trzeba więc dokoptowywać ludzi vide Hubner.

Ruchy na prawo wskazują, że potrzebny jest ugłaskany mały prezydent - ot choćby, żeby za bardzo nie mieszał. A także, że potrzebny jest nowy minister spraw zagranicznych, bo Sikorskiego jakoś nad wyraz chętnie chce się wyprawiać na stanowisko szefa NATO. Czy akurat człowiek z dosyć niewyparzonym językiem, nie mający za sobą kariery i doświadczenia sztabowego (bo imo lepszy byłby tam jakiś obeznany z wojskowością jenerał) nadaje się na to stanowisko? Raczej nie - zwłaszcza biorąc pod uwagę stosunek Sikorskiego do naszego wschodniego sąsiada.

Tak czy inaczej cyrk trwa dalej - zobaczymy tylko co z tego wyjdzie - a pewnie poza Fotygą udającą ambasadora nic wielkiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz