poniedziałek, 9 lutego 2009

Cywilizacja śmierci - czyli rzecz o zabijaniu płodów i embrionów

Było już o eutanazji (nawiasem mówiąc we wzmiankowanej sprawie wciąż istnieje szansa, że obrońcy życia za wszelką cenę uzyskają zwycięski duchowo i moralnie wynik) to teraz o czymś co ze względu na decyzyjność osób trzecich jest nieco bardziej kontrowersyjne.

Całkiem niedawno pojawił się projekt ustawy o in vitro - tzw. "gowinówka" jak ją zwykłem nazywać, a bardziej rzeczowo bubel prawny rodem ze średniowiecza, mający na uwadze chyba głównie embriony i nie mający w zupełności na uwadze zdrowia potencjalnych matek, ani prawa rodziców do jakiejkolwiek decyzji, czy też wyraźnie dyskryminjący osoby nie pozostające w związku małżeńskim.

Problem in vitro w oczach hierarchów Kościoła i co bardziej zabetonowanych na pozycjach konserwatywnych ludzi, dotyczy głównie faktu, że embrion taki bądź jest stworzony wbrew woli Boga (i who cares?) lub jako człowiek powinien podlegać bezwarunkowej ochronie. Czyli nie można go mrozić, nie można go wylewać z próbówki, nie można tworzyć zarodków nadliczbowych.

Zastanówmy się czym tak naprawdę jest embrion, który pozbawiony jest układu nerwowego, mózgu, świadomości, czy samoświadomości? Wynikałoby z tego, że jedynie rozwijającym się zarodkiem, który ma pewien potencjał do stania się człowiekiem. Nie czuje, nie może o sobie decydować, ba, nawet nie ma możliwości być świadomym otoczenia, a co dopiero własnego "ja".
Czy więc w przypadku zapłodnienia in vitro zasadnym jest popadanie w jakieś dywagacje metafilozoficzne, czy to człowiek, czy nie? Czy może w pierwszej kolejności trzeba wziąć pod uwagę fakty medyczne i żywego człowieka, który decyduje się na ten zabieg?

Nadmierne komplikowanie procedur - czy to poprzez zakaz badań pod kątem wad genetycznych, czy też zmuszanie kobiet do wielokrotnego nieraz poddawania się bolesnym i zagrażającym życiu zabiegom mającym na celu powtórne zaimplementowanie zarodka ma w ogóle jakiekolwiek uzasadnienie? Bo wiadomo - nie zawsze wyjdzie za pierwszym razem, a przy braku nadmiarowych zarodków trzeba powtórnie je składać. Nie wspominając o tym, że brak badań może skazać potencjalnego człowieczka na wiele nieprzyjemności jeśli dane mu będzie się urodzić z jakąś wadą wrodzoną, której nie wykryto tylko dlatego, że komuś religiol za bardzo wyżarł mózg.

Oczywiście można, wręcz powinno się zabezpieczyć nadmiarowe zarodki - choćby przez zakaz wykorzystywania ich w celu innym niż zapłodnienie in vitro. Ale darcie na sobie szat i tłuczenie, że to człowiek jest bzdurą - bo człowiekiem taki zarodek nie jest. Jest jedynie ludzkim DNA. Warto jeszcze nadmienić, że w naturze ilość takich małych człowieczków, które w naturalny sposób nie zagnieżdżają się i lądują w kiblu lub z podpaską na śmietniku idzie rokrocznie pewnie w miliony na świecie. Widzieliście kiedyś, żeby ktoś o nich wspominał, palił im świeczki czy urządzał pogrzeby? Bo ja nie.

Kolejną sprawą jest aborcja - w przypadku płodu jako cechę odróżniającą od zarodka uznaje się pojawienie cech morfologicznych umożliwiających zakwalifikowanie do homo sapiens. W każdym bądź razie gdzieś około tego szóstego tygodnia zaczynają się u niego wykształcać narządy zewnętrzne i wewnętrzne i powoli zaczyna przypominać człowieka.

W tym okresie ciężko jest jeszcze posądzać go o świadomość otoczenia, a już na pewnie nie o świadomość i możliwość podejmowania decyzji. Pojawia się pewien problem - co w przypadku, gdy ciąża zacznie zagrażać życiu matki lub jest wynikiem złamania prawa? Czy państwo ma wtedy prawo zadecydować za matkę/rodziców i kategorycznie stwierdzić: masz rodzić!
Wydaje mi się, że niespecjalnie - wybór dotyczący przerwania ciąży powinien należeć wyłącznie do rodziców (w domyśle matki, która nosi dziecko).
I tutaj nawet poszedłbym dalej i uznał, że powinien należeć do niej w każdym momencie, gdy do czynienia mamy z dwiema wspomnianymi sytuacjami (zagrożenie życia/ciąża jako wynik gwałtu, obcowania z osobą poniżej 15 roku życia), a także w przypadku, gdy po prostu zdecyduje się na jej przerwanie.
Wprawdzie sam uważam, że aborcja na życzenie powinna być jakoś ograniczona do pewnej granicy życia płodu (czyli powyżej 3 miesiąca zakaz - 3 miesiące powinny starczyć na wykrycie ciąży i decyzję) jednak ja jestem facetem i właściwie w ciąży nie będę.
Tak czy inaczej decyzja powinna należeć do rodziców, z priorytetowym wskazaniem na matkę, a nie polityków, purpuratów, czy pikietujących przed klinikami aborcyjnymi religijnych oszołomów.

W końcu państwo powinno zachować neutralność światopoglądową i nie poddawać się naciskom grup religijnych i uszanować wybór ludzi. Zaś ochrona życia powinna zaczynać się racxzej od momentu urodzenia, gdy już wiemy, że maluch doszedł na świat lub w bardziej zaostrzonym przypadku od momentu rozpoczęcia wykształcania się mózgu czy funkcjonującego układu nerwowego.

Natomiast jeśli chodzi o przeciwników in vitro i prawa do aborcji - przecież nikt nie każe im poddawać się tym procedurom, w związku z czym czemu raczej nie zajmą się własnym życiem, a nie brużdżeniem w cudzym?

A na koniec jak ktoś nie miał okazji poczytać to zapraszam do lektury Milczenia owieczek. Rzecz o aborcji. Kazimiery Szczuki.

1 komentarz:

  1. Hmm im więcej o tym wszystkim myślę, tym mniej jestem pewna swoich przekonań

    Będę czytała i pozdrawiam BL

    OdpowiedzUsuń