sobota, 7 lutego 2009

"Chcę umrzeć" - czyli czy istnieje granica w prawie człowieka do decydowania o własnym losie

Właściwie w przypadku Eluany Englaro, której przypadek po raz kolejny trafił do mediów, to jej ojciec twierdzi, że ona sama nie chciałaby żyć w takim stanie, ale to może zostawmy na później.

Życie nie zawsze jest cukierkowe, cudne i kolorowe, czasem potrafi nam dokopać - takim dokopaniem może być nieuleczalna choroba i tu pojawia się pierwsze pytanie: czy człowiek, jako istota wolna nie powinna mieć prawa decydowania czy zechce się zmierzyć z chorobą, czy może jednak spasuje i umrze w godności zanim wykończy go ból, zanik mięśni, czy zanim nie stanie się wegetującym warzywem?

Jako liberał uważam, że prawo do zakończenia swojego życia jest jednym z podstawowych praw jakie implikuje sam fakt naszego życia. Oczywiście, są pewne wyjątki - ludziom, którzy próbują zakończyć swoje życie będąc zdrowymi, czy też nie w pełni władz umysłowych powinno się dać w pierwszej kolejności możliwość leczenia - bo nie można też w organizmie społecznym przyzwalać na wszystko.

Jednak inaczej ma się sprawa z ludźmi, którzy tak właściwie mogą liczyć tylko na cud lub na przełom w medycynie - a jak wiemy pierwsze to zjawisko raczej rzadkie, a drugie za często też się nie zdarza. Czy w tym momencie państwo lub organizacje pozapaństwowe mają prawo w imię wyznawanych wartości zabraniać tego ludziom i skazywać ich na cierpienie czy zmuszać do życia?

Czy Kościół Katolicki nie posuwa się zbyt daleko w swojej obronie do "godności i życia" zapominając o prawie do godnej śmierci i wolności jednostki? Chociaż pal licho - jak ktoś nie chce to go zmuszać nie można. Ale państwo musi zachować światopoglądową neutralność i nie może poddawać się naciskom grup religijnych w tym względzie.

I tu wracamy do sprawy z pierwszego akapitu: a co jeśli człowiek nie jest w stanie sam zadecydować? Czy mogą za niego zdecydować bliscy? Jeśli mamy człowieka pozostającego w stanie śpiączki od 17 lat, z nieodwracalnie zniszczonym mózgiem to jakie moralne wartości nakazują podtrzymywać już nie tyle życie, ile wegetatywną egzystencję? Jak bardzo nieludzkim i pozbawionym empatii trzeba być, żeby w imię ideologii skazywać ludzi na patrzenie na sztucznie podtrzymywaną agonię bliskiej osoby?

A tak właśnie próbuje robić rząd Berlusconiego (mając silnego sojusznika w postaci Watykanu i trochę słabszego w postaci mniejszej części włoskiego społeczeństwa), który po wyroku włoskiego Sądu Najwyższego ruszył z ofensywą by wyrok ten podważyć i nie dopuścić do wstrzymania sztucznego odżywiania Eluany. Na szczęście prezydent ustawy nie łyknął.

Oczywiście mogą się podnieść głosy, które zaczną wskazywać jakieś ciemne sprawki, próby wyłudzenia majątku stojące za próbą odłączenia - ale jeśli decyzja należeć będzie do niezawisłego sądu, który podejmie ją tylko i wyłącznie po zapoznaniu się z danymi medycznymi to chyba powinno załatwić problem? Zresztą, kto czytał notkę o Holandii i ruszył się do arta w "Focusie" pewnie i doczytał małą wzmiankę o tym, że tam przypadki te nie są jakąś plagą.

Problem w dużej mierze załatwiłoby umożliwienie ludziom podpisywanie deklaracji, w których decydowaliby czy chcą być leczeni, reanimowani, czy podtrzymywani przy życiu lub też wprost przeciwnie.

I te decyzje powinno się uszanować. Bo nie możemy decydować za kogoś o sprawach tak podstawowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz