piątek, 22 maja 2009

Spór kompetencyjny - rozstrzygnięcie

Nie zgadzam się z opiniami, które klasyfikują orzeczenie Trybunału jako remis. Właściwie od samego początku nie było mowy o remisach, czy zwycięstwach. Konstrukcja naszej Konstytucji już taka jest, że nakłada na prezydenta i Radę Ministrów konieczność współpracy. Nie jest to ani remis, ani pat, ani takie czy inne zwycięstwo - jest to sprawa w dużej mierze kultury i dobrej woli.

Brak jednoznacznych rozwiązań zapisanych w Konstytucji zmusza oba organy do współpracy, w kwestiach, które nie są ich wyłącznymi kompetencjami - i siłą rzeczy TK wydając orzeczenie jest zmuszony do pozostawania w zgodzie z literą konstytucji - tutaj nic nie zmienimy. Może co najwyżej wskazać co jest czyją wyłączną kompetencją, co zadaniem - co zrobił.

To czy prezydent może jechać, czy nie może nie powinno być kwestią dyskusyjną - jeśli chce jechać to może - zwłaszcza jeśli zagadnienie leży w sferze jego konstytucyjnych zadań. Jeśli ma uwagi co do stanowiska rządu to może je zgłosić i rząd powinien je brać pod uwagę - jednakże nie jest zmuszony do podporządkowywania się prezydentowi. Jednak jeśli chce jechać i zabierać głos w sprawach, które nie są związane z jego zadaniami, to jakby wpierdzielał się w nie swoje buty.

Jednocześnie powiedziane jest, że za politykę wewnętrzną i zewnętrzną odpowiada rząd, natomiast stanowisko tegoż na posiedzeniach RE przedstawia premier.

Ustalenie stanowiska Rzeczypospolitej Polskiej na każde posiedzenie Rady Europejskiej należy, zgodnie z art. 146 ust. 2 konstytucji, do wyłącznej właściwości Rady Ministrów.

Również zadania prezydenta określone zostają jako:

Stanie na straży nienaruszalności i niepodzielności terytorium państwa polskiego oznacza zobowiązanie do przeciwdziałania wszelkim próbom cesji najmniejszej choćby części obszaru terytorialnego Polski, w tym również wód terytorialnych; przeciwdziałanie politycznej dezintegracji terytorium Polski, powstawaniu zróżnicowanych porządków publicznych, wykraczających poza konstytucyjnie dopuszczalną decentralizację władzy. Dotyczy także przeciwdziałania podejmowaniu prób wprowadzenia autonomii terytorialnej oraz dążeniom do federalizacji Polski.
Wystąpienie w ramach Unii Europeskiej zagrożeń dla integralność terytoriów państw członkowskich jest w wysokim stopniu nierealne. Okoliczność ta istotnie zawęża potrzebę udziału Prezydenta w posiedzeniach Rady Europejskiej motywowanego staniem na straży "nienaruszalności i niepodzielności terytorium" Rzeczypospolitej (art. 126 ust. 2 in fine).

Zagrożenie ze strony UE, które wymagałoby stania na straży nienaruszalności i niepodzielności jest raczej znikome, więc prezydent niespecjalnie może tutaj coś robić - bo zwyczajnie nie ma nic do roboty. Trybunał uznał również, że spora część spraw związanych z UE ma charakter nie zewnętrzny, ale wewnętrzny - a za politykę wewnętrzną rząd ponosi pełną odpowiedzialność - zarówno za jej tworzenie, jak i realizowanie. Czyli ponownie prezydent niewiele może.

Tak czy inaczej rozstrzygnięcie musiało być takie, a nie inne, bo taka jest Konstytucja - problem sporu może i nie zostanie rozwiązany, bo jego jako takiego nie mógł od samego początku rozstrzygnąć TK - po prostu zapisy są na tyle nieprecyzyjne, że prawidłowe realizowanie polityki wewnętrznej i zewnętrznej w zakresie kompetencji "pokrywających się" wymaga kultury politycznej i umiejętności współpracy.

Czy prezydent PiS jest w stanie współpracować z RM? Czy RM jest w stanie współpracować z prezydentem jednej opcji? Pewnie nie.
Nie zmienia to w niczym faktu, że w sytuacjach, gdy krzesło będzie jedno to prezydent, który będzie chciał zabrać głos w sprawach nie określonych w art. 126 będzie musiał zabierać swoje własne - w dodatku w sytuacji, w której posiedzenie RE nie będzie dotyczyło realizacji zadań przez prezydenta RP to zabieranie się tam będzie pozbawione sensu.
Nie zmienia to również faktu, że w wyłącznych kompetencjach Rady Ministrów jest ustalanie stanowiska RP - prezydent może mieć do niego uwagi, ale de facto nie ma możliwości narzucenia swoich uwag, bądź nie ma możliwości prezentowania stanowiska innego niż oficjalne. Chyba, że nieoficjalnie, ale wtedy można by go było posądzić o działanie na szkodę Polski. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz