Stało się było dnia wczorajszego. Z nadania narodu prezydent Lech Aleksander Kaczyński wygłosił swoje pierwsze orędzie w Sejmie. Nic nowego nie powiedział, ale nihil novi w polskiej polityce to właściwie jakby standard.
Zrazu podniosły się z pisowskiej strony brawa, wręcz owacje i głosy o prezydencie dogłębnie poruszonym losem naszej gospodarki i troską o dobro obywateli, opinie z drugiej strony były tak jakby nieco mniej pozytywne.
Bo i czego się można było spodziewać po reakcji na orędzie, które przypadło na ostatnie posiedzenie Sejmu przed wyborami, gloryfikowało poronioną pisowską metodę walki z kryzysem i kopało po rządzie - rządzie platformerskim, która to PO ma największe szanse zgarnąć wygraną w eurowyborach. Dziwnym zbiegiem okoliczności przypadło również po opublikowaniu spadkowych notowań koalicji.
I nie, żeby prezydent nie miał pewnej racji zadając rządowi pytania, czy wytykając, że zabiera się do pewnych rzeczy za późno lub wcale - tylko dlaczego właśnie dziś? Dlaczego nie pół roku temu, albo trzy miesiące temu? Dlaczego podszyte jakąś teorią spiskową jakoby rząd coś zatajał? Dane są dostępne - to, że rząd jakoś niespecjalnie chce je ogłaszać to już inna sprawa. Polityka nadmiernego optymizmu, czy nieinformowania społeczeństwa ma jakiś pokrętny sens z politycznego punktu widzenia. Prezydent, teoretycznie wszystkich Polaków, praktycznie wiadomo kogo, włączający się w taką formę prowadzenia polityki troszkę mija się z rolą.
Było nie było to z oferty współpracy wyjdzie pewnie guzik, ze złotej rady o obniżaniu podatków pośrednich, przy utrzymywaniu lub zwiększaniu wydatków budżetowych korzystać nie warto, bo skończy się to tym, że w pewnym momencie gówno trafi w wentylator i dostaniemy wszyscy. Zresztą - to za czasów dobrej koniunktury zaczęto obniżać przychody do budżetu, przy jednoczesnym zwiększaniu wydatków, to jeszcze za poprzedniego rządu tworzono budżet na 2008 rok, który miał niemałe znaczenie na kształt obecnego - więc sugerowanie gdzieś w tle, że drzewiej za rządów dominującego bliźniaka było fajnie i byłoby nadal to zaklinanie rzeczywistości.
Tak więc mieliśmy orędzie podszyte kampanią wyborczą - choć część krytyki skierowanej w stronę rządu była zasadna. Mieliśmy zawoalowaną sugestię, że jest ktoś, kto zrobi nam lepiej - co już zasadności nie ma. Potem mieliśmy debatę - ale nie debatę nad orędziem, co usiłował wmawiać na antenie radyja Maryja Jarosław Kaczyński twierdząc, że było to łamaniem konstytucji.
Była to bowiem debata nad stanowiskiem/sprawozdaniem rządu o stanie polskiej gospodarki. Że wypadło zaraz po orędziu prezydenta, jest pewnie takim samym zbiegiem okoliczności, jak nagła troska i wzmiankowane orędzie wygłoszone akurat wczoraj. Że przy okazji odpowiadano (w tonie zwyczajowym, czyli bez konkretów) na pytania prezydenta to chyba nic nagannego? Skoro pytał...
Całość debaty tu już właściwie pominę, bo była dosyć nudna - ot typowe przepychanki nic nowego nie wnoszące. A ja sobie czekam na nowelizację budżetu tymczasem - pozytywnie nie będzie, ale liczę, że czas, który PO poświęcało na politykę optymizmu nie był poświęcony wyłącznie na zaklinanie rzeczywistości, ale przygotowano się do z dawna wiadomej nowelizacji. Bo napisanie jej na kolanie niestety nada pisowskim ujadaniom pewną dozę racji.
Zaraz wracam
2 lata temu
Oj, Ariakis!
OdpowiedzUsuńWiadomym było, że owa debata miała umocnić słupki popracia w już urobionym elektoracie.
I w sumie muszę przyznać, że jedyną osobą, o której wtdawało się, że wierzy w to co mówi był premier.
I mówienie, że argumenty PiSu, że rząd nic nie robi były/są/będą trafne jest absurdalne, bo... 1) po co psuć coś co sobie dobrze radzi samo (mam na myśli polską gopsodarkę, nie politykę...)
2) jak to możliwe, że Polska jest jedynym krajem, który uniknął "runu" na walutę? To pewnie zasługa straszenia Polaków przez bliźniaków?
Pozdrawiam
Choone;-)
Nie do końca się z tą absurdalnością zgodzę - nie jest tak, że rząd robi wszystko co mógłby - ot chociażby niewiele zrobił w sprawie zmniejszenia % wydatków sztywnych w budżecie. Ale można mu wybaczyć ze względu na wzrost niezadowolenia społecznego, którego pewnie i słusznie się obawia.
OdpowiedzUsuńDlatego zarzut, że robi za mało może być na tyle trafny, na ile trafnie sprecyzuje się zakres, w którym mógłby działać. ;)
Zarzuty PiS są więc na tyle absurdalne, na ile absurdalny jest zakres działań, który proponują.
Obniżenie sztywnych wydatków to oczywisty element reformy finansów publicznych i przez rząd jest to planowane (powienien był to zrobić rząd J.Kaczyńskiego wykorzystując okres dobrej koniunktury, ale z wiadomych powodów nie zrobił). Ale... jak to przeprowadzić przy prezydencie, który zawetuje każdą taką probę! Wszak jego recepta na kryzys to podnieść wydatki i obniżyć podatki! Ponadto Pan Prezydent bardzo martwi się deficytem sektora finansów publicznych (bo Omnipotentna Zyta zostawiła go w świetnym stanie, ale nieuki z PO popsuli, dokonująć cięć wydatków rządowych na kilkanaście miliardów złotych) co może onaczać u niego lub - u jego doradców - kieorwanie się logiką... schizofrenika.
OdpowiedzUsuńPolityk musi być skuteczny! Nieskuteczny rząd zraża swoich własnych wyborców. W obecnej sytuacji nie ma praktycznie możliwości podjęcia działań innych niż te, które zaleca Pan Prezydent. Czy ty jako centrowy, antyklerykalny liberał chciałbyś, aby rząd takowe podjął?
Jeszcze raz podkreślam: nie ma co psuć "w wyborczym ferworze" maszyny gospodarczej, która radzi sobie dośc dobrze sama. I Ty jako ekonomiczny liberał powinieneś to rozumieć. A polityka optymizmu jest dość dobrym narzędziem nie wywoływania paniki bankowej u obywateli, czego - uffff! - udało nam się uniknąć.
A cóż... kryzys i tak będzie na PO. Bo PiS przecież wtedy nie rządził! ;-)
Choone
A w kwestii postulatów Pana Przeydenta (czytaj; Zyty Gilowskiej) można sobie poczytać tutaj:
OdpowiedzUsuńwww.tep.org.pl/publications/show/33
Cho;)
Nie wiem jak. ;) Jeszcze przy "starym" bardziej liberalnym SLD dałoby radę uwalać te weta, ale teraz możliwości są niewielkie.
OdpowiedzUsuńCo do prezydenta to raport o jego stanie zdrowia jakoś nie chce zostać stworzony, więc się nie dowiemy co nim kieruje. Ale to wciąż nie zmienia faktu, że samym optymizmem nie zdziała się wszystkiego - pojawić się mogą oskarżenia o zatajanie, czy okłamywanie społeczeństwa - jak już ma miejsce, a społeczeństwo ma to do siebie, że rzadko słucha głosu rozsądku - można jedynie liczyć, że ma dobrą pamięć i PiSu szybko nie zapomni. Platforma w sumie jest na chwilę obecną najlepszym na co nas stać - konsekwentnie z tego korzysta - pojawia się jednak pytanie czy uda jej się to robić na tyle długo, żeby mieć swój rząd i swojego prezydenta, co jednak może być problemem - zwłaszcza, że woda na młyn populistów czyli najgorsze skutki kryzysu mogą nas dopiero dotknąć. Pytanie jest następujące: czy nawet biorąc pod uwagę przeszkadzającego prezydenta i niechęć do reform o wysokim koszcie społecznym, co można jej wybaczyć robi wszystko co może robić?
Nie tylko w kwestiach gospodarczych.
btw. lud dał PO czerwone światło dla ich własnego pomysłu o pożyczkach dla kredytobiorców dotkniętych bezrobociem - co ciekawe ten pomysł popierał prezydent, więc może z narodem lub chociaż odwiedzającymi stronę PO nie jest tak źle. ;]
http://platos.salon24.pl/107313,po-co-sie-meczyc-przeczekajmy-ten-kryzys#
OdpowiedzUsuńTu jest fajny tekst o zaniechaniach rządu w kwestii kryzysu. I fajne miejsce na dyskusję.
Polecam!
Cho;)
Strasznie monotematyczni są. Ale można się pośmiać. ;]
OdpowiedzUsuń