7, 8, również 9 maja minęły bez większego echa, odezwu, czy malutkiej wspominki. Tymczasem to 7 maja w Reims niemieckie dowództwo skapitulowało przed zachodnimi aliantami, a 9 w Berlinie przed aliantem wschodnim.
I choć pewnie dla wielu, zwłaszcza teraz, gdy na fali jest oziębianie stosunków z Rosją, szukanie po kątach wrogów narodu przez Odnowicieli, plucie na III RP i tworzenie nowej historii te daty nic nie oznaczają, to nie można zapominać o jednym: wtedy faktycznie upadła Rzesza, można uznać, że wtedy faktycznie zakończyła się II Wojna Światowa w Europie. I choć Polska wyszła uszczuplona o kilkadziesiąt tysięcy km kwadratowych, choć stałą się satelitą uzależnioną od Wielkiego Brata, to jednak wyzwoliła się spod okupacji. Nie udało się stworzyć Polski suwerennej i niepodległej, bo a to musieliśmy czekać do 89' ale pamiętać trzeba, że coś się jednak wtedy odrodziło. I pomijając już lata następne (mimo wszystko raczej lepsze, niż to co moglibyśmy mieć, gdyby Rzesza faktycznie zaczęła się robić tysiącletnią), bo to nie o tym ma być, to jednak niemalże całkowite wyparcie tego dnia ze świadomości jest czymś złym.
Złe, bo to jednak było zwycięstwo. Złe, bo w polskiej świadomości, w mediach, w postępowaniu polityków, zwłaszcza ostatnimi laty zwycięża tendencja idąca w kierunku martyrologii, w kierunku wynoszenia na piedestał porażek, zrywów narodowych, które kończyły się naszymi klęskami, mesjanizmu i budowaniu postawy "och, jacy my biedni, skrzywdzeni przez los i historię i otoczenia wrogami". Złe, bo w końcu stara się nam wmówić, że jesteśmy jakimiś nieudacznikami, skrzywionymi, którzy za co się nie zabiorą to nie dokończą lub spartolą i oczywiście nigdy z naszej winy.
I nie mówię tutaj że trzeba odstawiać defilady, czy parady, huczne i kolorowe, z czołgami, helikopterami i maszerującymi równo żołnierzami jakby Wawa była kolejną Moskwą. Chociaż - może prezydent by się znowu uśmiechnął jadąc Rosomakiem i machając do obywateli? Dzień też taki późno-wiosenny, więc i z dzieciakami można iść i pooglądać. I cieszyć się oraz pamiętać. Bo z koszmaru jakim była II WŚ jednak wyszliśmy zwycięsko, bo w tym koszmarze Polacy walczyli, ginęli, przegrywali i zwyciężali - ale mieli swój cel - obojętnie czy siedzieli w oddziałach zachodnich, czy wszchodnich, czy uprawiali partyzantkę pod nosem okupanta. Był to okres, w którym nasz naród zapłacił wysoką cenę krwi i choć skończyliśmy okrojeni za wschodzie i wzmocnieni Ziemiami Odzyskanymi, choć staliśmy się zależni od Moskwy i znaleźliśmy po tej gorszej stronie Żelaznej Kurtyny to jednak Polska przetrwała te lata.
I chociaż byliśmy przedmiotem, a nie podmiotem negocjacji to zwyciężyliśmy. Może nie wygraliśmy tego co byśmy chcieli, ale wnieśliśmy jako naród swój wkład w to, że II wojna zakończyła się klęską jednego z dwóch głównych agresorów.
I do cholery dlatego trzeba o tym pamiętać! O tym, że czasem zwycięstwa bywają gorzkie, ale taki właśnie jest świat, a nam (chociaż nadużywanie liczby mnogiej jest pewnego rodzaju przekłamaniem - bo wszak wielu jest, którzy się z moją tezą nie zgodzą), jako narodowi potrzebne są zwycięstwa. Nie smutna martyrologia, nie klęski wciskane nam jako bohaterstwo - potrzebne nam zwycięstwa, nawet jeśli są gorzkie i niedoskonałe.
Zaraz wracam
2 lata temu
Ja akurat zgadzam się z Tobą. I boleję nad tym, że lubimy tak czcić własne klęski, porażki, zapominamy o zwycięstwach. Ustawiamy się w sytuacji pokrzywdzonych przez los, historię, ludzi - uważamy, że nam się należy i oczekujemy, że inni docenią nasz cięzki los, traktujac nas wyjątkowo i "poza kolejką".
OdpowiedzUsuńA teraz właśnie kolejną radosną rocznicę (wcale nie żadne święto Solidarności) udało nam się przekuć w żenujący spektakl.
Co do obchodów rocznicowych to pozwoliłem sobie skomentować u Ciebie ten temat. :)
OdpowiedzUsuńAczkolwiek co do pokrzywdzenia przez los, etc. - wbrew pozorom jak rozmawiam z różnymi ludźmi, to nie przejawiają oni takich postaw. Może poza jakimś wąskim marginesem, polityka rozliczeń, czy użalanie się nad swoim losem nie jest czymś częstym. I to głównie ze względu na tych ludzi nie powinno się traktować historii wybiórczo, niszczyć okazje do wspólnego świętowania i patrzenia w przyszłość bez jakiś przeszłościowych obciążeń czy roztrząsań.
Widziałam. Dziś wrzucamy też ten temat na blogoforum.
OdpowiedzUsuńA jesli chodzi o taką postawę "należy nam się" - to klasycznym przykładem jest dla mnie Stocznia Gdańska. Mamy zasługi, strzelali do nas w '70 - teraz należy nam się specjalne traktowanie.