piątek, 13 lutego 2009

Zdelegalizować polityków!

Tytuł notki inspirowany komentarzem Thorgotha do wiadomości o głosowaniu nad nowelizacją ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii.

Wczoraj stosunkiem 404 za, 5 przeciw, 2 wstrzymujących się (a reszta to gdzie?) Sejm zdelegalizował popularne ostatnimi czasy w Polsce dopalacze, reklamowane przez ich sprzedawców jako alternatywa dla narkotyków. Widać wcześniejsze nasyłanie kontroli to za mało.

Nie ukrywam, że i owszem dopalacze (tabletki i zioła) wpisują się na listę środków psychoaktywnych, ale to samo powiedzieć można o kawie, papierosach, czy jakże popularnym w naszym kraju alkoholu. O samych dopalaczach poczytać można po necie i samemu wyrobić sobie opinię. Co do ustawy to początkowo, zgodnie z wytycznymi, nowelizacja miała zakazywać tylko obrotu środków zawierających benzylopiperazynę - BZP. Oczywiście polscy parlamentarzyści jak na stróżów narodu przystało postanowili pójść krok dalej i zakazać też innych substancji.

Ciekawostką jest tutaj negatywna opinia UKIE:

Urząd Komitetu Integracji Europejskiej wydał na razie negatywną opinię do projektu ustawy. - Do projektu nie dołączono badań i ekspertyz potwierdzających szkodliwość dla zdrowia niektórych substancji - tłumaczyła rzeczniczka urzędu. - Jeżeli zostaną one załączone, to nowy projekt ustawy trafi do zaopiniowania przez naszych prawników - dodała.
Oczywiście można zakrzyknąć "zgoda!", narkotyki to są, a narkotyzować społeczeństwa nie można. Szczegół, że, żeby być konsekwentnym wartałoby też przyjrzeć się wspomnianym wcześniej popularnym używkom w postaci nikotyny i alkoholu etylowego. Ilu z nas jest zdegenerowanymi narkusami, którzy wypijają z wieczora przebrzydłe piwo lub spalają fajkę? Następnie chyba zająć się farmaceutyką, potem fast foodami, a na końcu zaczipować ludzi i poddać 24 godzinnemu monitoringowi - oczywiście w ramach dbania o nasze zdrowie.

W kontekście zabaw polskich polityków zupełnie inne światło na sprawę rzuca stanowisko polityków i intelektualistów z Ameryki Łacińskiej, którzy chcą legalizacji marihuany. A co jak co to oni chyba wiedzą o czym mówią.

Jednym z głosów sprzeciwu był Marek Balicki, który stwierdził m.in., że prohibicja się nie sprawdza. I jak tak popatrzę na swoje bardziej młodzieńcze wybryki to muszę przyznać mu rację. Zakazany owoc smakuje lepiej, zwłaszcza w okresie buntu. Jak dodamy do tego politykę Konona - czyli zakazać wszystkiego, brak prawidłowej polityki informacyjnej i edukacyjnej to nie ma nic dziwnego w tym, że patrząc na balującą młodzież można odnieść wrażenie, że wyrasta nam pokolenie alkoholików i narkomanów. Choć to też będzie trochę krzywdzące, bo znam wielu ludzi, którzy mają na tyle oleju w głowie, żeby nie przesadzać, gdy pójdą na piwko, czy przypalą coś.

Problem używek właściwie jest dosyć nowy jak na naszą cywilizacyjną historię, choć same używki już takie nowe nie są. Warto się zastanowić czy jednak szkodliwość zakazywania wszystkiego nie jest większa od szkodliwości niektórych używek, które mogą służyć jedynie rozrywce czy relaksowi. Mówię tutaj o używkach z kategorii tzw. "miękkich" lub mówiąc inaczej: o tych, które w rok czy pół roku nie zrobią z człowieka ćpuna, czy nie rozwalą zdrowia i życia. A wszak jakby nie patrzeć to alkoholem się narkotyzujemy też nie zawsze (przynajmniej ludzie, którzy nie popadli w stany patologiczne). Ale to być może wynika z faktu, że o alkoholu wiemy więcej, a i widok żula zataczającego się po dworcu czy wytaczającego ze sklepu lepiej działa na wyobraźnię.
A narkotyki to taki Potwór z Szafy, którym się straszy, a wiedzy o nim niewiele.

Tak czy inaczej - legalizacja pewnych środków nie tylko eliminuje efekt "zakazanego owocu", ale również pozwala na kontrolowanie tego co jest sprzedawane poprzez badania, koncesjonowanie, a nawet możliwość monitorowania punktów sprzedaży. oczywiście musi też za tym iść odpowiednia polityka informująca o szkodliwości tych substancji i zagrożeniach, a i pogadanki w szkołach byłyby efektywniejsze, gdyby opowiadał nie ugrzeczniony gość czy panienka psycholog, ale ktoś, kto w nałogu był, sięgnął dna i udało mu się z tego wyjść. To również działa na wyobraźnię.

Tymczasem pewnie dopalacze całkiem nie znikną, co najwyżej zostaną zastąpione przez inne środki nie ujęte w ustawie. Pewnie wtedy znowu mądralińscy postanowią podeptać demokrację w Polsce i ponasyłają różnego rodzaju kontrole na sklepy. Ewentualnie zaczną się zabawy prokuratury w to czy doszło do naruszenia czegoś tam, bo ktoś zażył dopalacze i poczuł się źle. No qwa, to już nawet Wiki mówi o efektach ubocznych tych substancji, a i jesli mnie pamięć nie myli to reklamowane są jako nie do spożycia, więc żre czy pali się na własną odpowiedzialność.

Nie ma też co ukrywać, że obrót nielegalnymi substancjami się nie zmniejszy, co najwyżej ludziom zajmującym się handlem "twardymi dragami" dojdzie parę nowych produktów do rozprowadzania. Bo polityka całkowitej prohibicji i potem mamy was w dupie ze strony polityków nie działa. A i klientela chętna na ryzykanckie spróbowanie czy zabawy z czymś zakazanym się znajdzie.

O tym, że zwiększanie restrykcji nie skutkuje może powiedzieć niejedna osoba związana bądź z farmakologią, bądź leczeniem uzależnień a nawet historią. Dodatkowym problemem będzie to, że na rynku nieoficjalnym będą wciąż dostępne środki, które są niewiadomego pochodzenia, składu i tutaj dopiero mogą się pojawić zagrożenia dla zdrowia bądź życia. Pomijam już aspekt ekonomiczny czyli pozwolenie by kwitły dochody dilerów i producentów nielegalnego towaru, a państwu umykały potencjalne dochody związane z produkcją, handlem, koncesjonowaniem legalnego towaru.

I nie - legalizacja niektórych używek nie oznacza, że zaraz trzeba legalizować heroinę, kokainę, czy amfetaminę, ale też trzeba zdroworozsądkowo patrzeć na świat i nie unikać szukania rozwiązań, które są lepsze, aczkolwiek wymagają więcej wysiłku, aby przynosiły efekty. Popatrzmy na Holandię, gdzie w coffee shopach większość klientów stanowią nie Holendrzy, ale turyści, którzy u siebie nie mogą przypalić.
Jeśli zdroworozsądkowego myślenia zabraknie to za niedługo możemy się spodziewać masowych protestów kucharzy i kucharek, którym zdelegalizuje się przyprawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz