sobota, 14 lutego 2009

Zabiliśmy amorka.



Dzisiejsza notka miała być początkowo o ministrze właściwym do spraw wpadek, ale co tam - jutro też jest dzień.

Mamy Walentynki, święto zakochanych. Choć właściwym byłoby powiedzenie święto ogłupionych. Bardziej komercyjne jest już chyba tylko Boże Narodzenie. Ze skądinąd szlachetnej idei miłości, dbałości o partnera/partnerkę i tym podobnych romantycznych pierdół zrobiono kolejną szopkę mającą na celu zdojenie ludzi z kasy.

I co w tym wszystkim najśmieszniejsze to żyją ludzie, którzy faktycznie wierzą, że w ten jeden dzień trzeba kupić prezent, trzeba zrobić kolację, trzeba komuś powiedzieć 'Kocham', a nawet współczuć tym biednym sukinsynom, którzy nie posekszą lub dołować się samotnością. Jak to jest z współczuciem dla kobiet to pojęcia nie mam. A to wszystko trzeba koniecznie zrobić dziś, bo dziś jest dzień bardziej wyjątkowy niż pozostałe 364 i tylko wyjątkowi degeneraci pozbawieni nuty romantyczności to zanegują.

Instynkty stadne i podążanie za trendami chyba nigdy u nas nie umrą. Szkoda tylko, że to wszystko takie cukierkowo mdłe, sztuczne, wręcz trywialne i nudne. Ale co tam - w końcu znaczenie ma to, co ludzie uznają za znaczące, czyż nie?

A miłośnikom Walentynek słowa pocieszenia: dobrze, że żyjemy w Polsce, a nie jakimś innym kraju.

edit: W tym wszystkim zapomniałem wspomnieć, że może gdyby nie dodawali plastikowo-papierowych serduszek do wszystkiego począwszy od Tic-taców, a skończywszy na patelniach, oraz sieci komórkowe nie budziłyby człowieka esemesami dotyczącymi ustawiania sobie walentynkowych dzwonków, grań na czekań i nie zarzucały człowieka konkursami to te pare dni przed wiadomym dniem byłoby mniej irytujące.

A, blogfrog chyba dalej ma jakies problemy z łykaniem notek z Feedburnera. Doh.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz