poniedziałek, 16 lutego 2009

Polska Republika Socjalistyczna

Aż niemalże chciałoby się zakrzyknąć z entuzjazmem "Komuno wróć" lub ze zgrozą "O ja pier... ona wraca" gdy posłucha się niektórych pomysłów naszej opozycji bądź niektórych zażaleń związkowców. Oczywiście okrzyk zależnie od naszych upodobań i poglądów na gospodarkę.

Ale po kolei:

W piątek odbyły się pierwsze czytania dotyczące dwóch projektów w sprawie płacy minimalnej. Projekt PiS zakłada aby płaca minimalna była nie niższa od 1340 zł, natomiast projekt Lewicy dwuetapową podwyżkę płacy minimalnej: w 2010 do 45% przeciętnego wynagrodzenia, w 2011 do 50% tegoż.

Oczywiście wszystko w imię pomocy najgorzej zarabiającym. Ja wprawdzie ekonomię na studiach miałem jedynie jako przedmiot obowiązkowy i zajmuję się nią raczej hobbystycznie to nie łapię zupełnie w jaki niby sposób podwyższanie płacy minimalnej ma pomóc najgorzej zarabiającym?
Praca jest warta tyle ile wynegocjują pracodawca z pracownikiem - naturalnym jest, że pracodawca nie będzie płacił więcej niż jest w stanie wyciągnąć na pracy pracownika (dla przypomnienia płace są kosztem i jednym z elementów, który jest brany pod uwagę przy ustalaniu ceny produktu lub usługi).

Sztuczne jej podwyższanie generuje dodatkowe koszty na pracodawcy, który zwłaszcza w dobie kryzysu, gdy powoli coraz więcej firm traci płynność finansową, a koszty tną od jakiegoś czasu będzie dążył do tego by te koszty zmniejszać jeszcze bardziej. Nawet zakładając, że zdarzy się jakiś cud gospodarczy, który zakończy kryzys w roku 2009 to i tak po dupie dostaną ci, którym nasi lewicowi (tak, tak PiS to gospodarcza lewica) towarzysze w Sejmie chcą pomóc. Np. przez zwolnienia, czy też zmiany umów, które utrudniają naliczanie stażu do emerytury lub nie przewidują chorobowego.

Dostaniemy także my, gdy ceny pójdą w górę - a pójdą jeśli pracodawcy będą zmuszeni płacić więcej i jednocześnie skądś tą różnicę załatać. Nie wspominając już o zwiększeniu szarej strefy - płaceniu pod stołem lub zatrudnianiu na czarno.

Drugą rzucającą mi się ostatnio na oczy rzeczą jest narastający protest służb mundurowych skierowany przeciwko projektowi likwidującemu pewne przywileje (skądinąd same ta likwidacja nic nie powinna zmieniać, skoro niby policjantów idących na wcześniejszą emeryturę jest niewielu). Mówi się o zmienianiu reguł w czasie gry - szkoda, że nikt nie protestuje, gdy zmienia się reguły i np. podnosi pensje, co nie?
I ja bynajmniej nie uważam, że praca w służbach mundurowych jest lekka, płace wysokie, a sprzęt pierwsza klasa. Ale na chwilę obecną na stronie MSWiA o samym projekcie niewiele - ot jakaś wyliczanka jak to wygląda w innych krajach i to, że rozmowy z zainteresowanymi mają dopiero się odbyć. To może zamiast oprotestowywać coś czego jeszcze ina ma, zająć się merytorycznie problemem i przygotować jakieś pomysły, propozycje (możliwość dopracowania do 100%, nadgodziny, nocki czy co tam jeszcze), wypracować sobie pozycję do targów zamiast marudzić, że nie fair i, że w mediach się nagonkę robi. No nie dziwota, że jak ktoś oprotestowywuje odebranie przywilejów to ocena ludu pracującego, który tychże przywilejów nie posiada, a pracować musi dłużej jest raczej nie najlepsza.

I w ramach Debaty:

Czy powinno się celem ratowania polskiej gospodarki i polskich pracowników wprowadzać restrykcje dotyczące imigracji i blokować możliwość zatrudnienia obcokrajowcom?

Cóż - ja jestem liberałem, a nie związkowcem i przepływ towarów, usług, ludzi, kapitału to coś co traktuję jako rzecz równie oczywistą co codzienny wschód Słońca. Można oczywiście wprowadzać obowiązek np. stałego zameldowania, wizy, itp aby obcokrajowcy mogli sobie u nas mieszkać i legalnie pracować. Właściwie o tą legalność najbardziej chodzi, bo jeśli są zatrudniani na czarno (co i nam się zdarza) to stanowią konkurencję i to niemałą, gdy popatrzymy na to co pracodawca musi zapłacić za pracownika, a co trafia do państwa lub co pracownik musi odprowadzić naszej skarbówce.

Przy postępującej globalizacji, ułatwionemu podróżowaniu, poszukiwaniu lepiej płatnej pracy lub tańszych pracowników protekcjonizm się nie sprawdzi, a i wręcz może być szkodliwy, bo to samo co my mogą zrobić inni, a nie muszę chyba przypominać ilu Polaków sobie wyemigrowało w różne miejsca Europy i jak będzie się kształtowało bezrobocie w czasie recesji, gdy oni wszyscy zwalą się z powrotem?

Dodatkowo tak naprawdę nie jest ważne kto pracuje w naszych zakładach - ludzie konkurują ze sobą i muszą pozostawać konkurencyjni jeśli chcą pracę zyskać lub zachować. poza tym jeśli pracują u nas to również u nas zarabiają, to oni i pracodawcy w Polsce odprowadzają podatki i to również oni robią zakupy co przekłada się na to, iż inni producenci mają zamówienia. I tak spiralka się nakręca.

I tutaj cóż - w dobie globalizacji ciężko już ustalić czy firma w Polsce, ze znaną nam marką jest jeszcze polska, czy już nie i choć z PiSem się nie zgadzam w większości kwestii to w tym, że wypadałoby wspierać polskich producentów coś jest. Z tym, że dla mnie ważniejsze jest wspieranie po prostu tych, którzy w Polsce produkują, świadczą usługi i generalnie dają zatrudnienie w Polsce. Nie ma co ukrywać, że popyt jest ważnym elementem rynku i to my, jako konsumenci go tworzymy. Także mając w sklepie wybór warto się zastanowić nie tylko nad tym jak tu oszczędzić, ale też nad tym komu dajemy sygnał, że jest popyt na to co wytwarza.

Weź udział w sondzie na ten temat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz