środa, 1 lipca 2009

"Sfiksowałyście, boście chłopa dawno nie miały!" - pobojowisko po Kongresie Kobiet

Pochłodniało na zewnątrz, to i szare komórki jakby żywsze się zrobiły, stąd druga notka, tym razem o czymś inszym niż studiowanie, lecz ponownie w ramach Debaty.

Przebiwszy się przez 13 stron różnorodnych postulatów jakie zostały wyprodukowane na kongresie, wręcz nie mogę nie zacytować Akwilona, który doskonale wg mnie podsumował tenże kongres - "(...)dochodzę do wniosku, że były to najbardziej puste obrady, jakie człowiek może sobie wyobrazić."

Większość postulatów jest jakby nie z tej bajki, bo niezbyt nawiązują do równouprawnienia. Niektóre nawiązują, ale znowuż są jakby mało równouprawniające - bo co to za równouprawnienie, kiedy jakaś grupa zostaje uprzywilejowana? Wprawdzie zdarzały się też jakieś punkty, gdzie coś o mężczyznach były (coś tam o urlopach tacierzyńskich, czy ojcowskich), coś co w domyśle można zastosować do obu płci (ot. chociażby o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinach policyjnych i wojskowych - bo przecież może się zdarzyć, że zarówno mąż po robocie przyleje dzieciom i żonie z gumowej pały, jak i żona po powrocie natrzaska dzieciaki i męża kolbą od AK-47).

Ogólnie nudno i wtórnie, przy czym część z wspominanych rzeczy jakoś działa i weszła w sferę praktyki. Część jest z mojego liberalnego siedziska i punktu widzenia zwyczajnie głupia, niektóre zalatują faszystowskim feminizmem.

Za rzecz głupią uważam parytet (mógłbym jeszcze parę wymienić, ale skoro parytet to niby rzecz najważniejsza jaką uradzono na KK...). Po pierwsze kłóci się on całkowicie z pojęciem równouprawnienia, po drugie kłóci się on z zasadą równouprawnienia i po trzecie to właściwie wciąż to samo.

Skoro przyjmuje się, że kobieta i mężczyzna mają jednakowe prawa to po grzyba parytety? Niech decydują umiejętności (dobra, w polityce to byłby pewnie cud, gdyby decydowały one, a nie różne partyjne machloje, kolesiostwo i cholera wie czym oni się kierują przy układaniu list). Przecież tak na upartego to jest Partia Kobiet - mająca poparcie podobnie jak UPR w granicach błędu statystycznego.

Z tego trzeba wysnuć wniosek, że koniecznie trzeba zwiększyć delegację kobiet poprzez przymuszenie układaczy list do wrzucania naprzemiennego nazwisk kobiet i mężczyzn, tak, by było po połowie? To może jeszcze jeśli w Sejmie nie zasiadłoby 50% kobiet należałoby wywalić nadmiar facetów i dokoptować babki? Przecież to debilizm, którym Kongres Kobiet sam stwierdza, że oto kobiety są gorsze, mniej zaradne, głupsze i trzeba je na siłę wciskać, bo sobie nie poradzą. Innym wytłumaczeniem jest to, że układacze list to wredni szowiniści i nie dopuszczają zdolnych kobiet. Tylko pewnie analizując algorytm układania list wyszłoby, że parametr 'umiejętności' nawet nie jest tam ujęty.

Podobnie z innymi dziedzinami życia - czemu uprzywilejowywać jakieś grupy? Można oczywiście i należy uświadamiać, czy przełamywać stereotypy - ale każdy pomysł typu parytet działa odwrotnie do zamierzeń - bo oto ktoś dostaje mandat w Sejmie, posadę dyrektora, menadżera nie dlatego, że posiada kwalifikacje, ale waginę. W dodatku zdarzyć się może, że na pysk poleci ktoś kto ma umiejętności, kwalifikacje i doświadczenie, ale natura nie obdarzyła go właściwym przymiotem.

Wyznaję zasadę, że o człowieku nie powinna decydować płeć, kolor skóry, orientacja, długość włosów, czy narodowość - powinny decydować kwalifikacje i czyny. Oczywiście nie wszędzie tak jest, ale jedyną metodą na wprowadzenie faktycznego równouprawnienia jest tworzenie takiego prawa, które będzie traktowało każdego jednakowo - oznacza to, że o miejscu pracy i pensji powinny decydować kwalifikacje i zaangażowanie, że urlopy z okazji narodzin dziecka powinny być dostępne dla obojga rodziców, że wiek emerytalny powinien być proporcjonalny do długości życia i być ustalany na zasadzie % od średniej wieku, że pobór do wojska, który był powinien obowiązywać obie płcie. Że wychowawcą w przedszkolu może zostać facet, że dla kobiet i mężczyzn będzie wprowadzony jednakowy koszyk usług medycznych, opiewający na jakąś sumę wyliczoną na podstawie średniej zapadalności na choroby typowe dla danej płci i wieku (najlepiej jednak by było, gdyby ten koszyk nie istniał, a ludzie ubezpieczali się sami), że o molestowanie seksualne będzie można oskarżyć również kobietę, a płeć nie będzie stanowiła kwestii łagodzącej czy przesądzającej o winie w tego typu przypadkach. I tak dalej, i tak dalej. Powoli eliminując dysproporcje, ale nie narzucając rozwiązań siłowych.

cheerio boys'n'gals

1 komentarz:

  1. No to w końcu natrafiłem no coś sensownego, popieram 1000%

    OdpowiedzUsuń