poniedziałek, 25 maja 2009

Kolejna notka medialna - dzinnikowo inspirowana

Tymże razem nie rozchodzi się o gazetę niemiecką, lecz polską, choć o niemieckim wydawnictwie. W internetowym wydaniu "Dziennika" pojawiły się dwa, przynajmniej z mojego punktu widzenia ciekawe, artykuliki.

Pierwszy traktuje o odwoływaniu przez PiS ministra finansów - znaczy o złożeniu wniosku o wotum nieufności, które to wotum ma jakieś szanse przejścia jeśli SLD postanowi sobie po raz kolejny strzelić w głowę i głosować coś wespół z PiSem. A zapowiada się na to, że strzelać będzie.

Jego polityka nie tylko nie przeciwdziała spowolnieniu gospodarczemu, ale przyczynia się do pogłębienia kryzysu.
Te oto słowa padły z ust Aleksandry Natalii-Świat - jednej z osławionych aniołków Jarosława z czasów, gdy ten był skłonny jeszcze wciskać narodowi kit, że poszedł drogą pokoju. Właściwie to mógłbym skomentować to dosadnie i napisać, że pani wiceszef PiS zwyczajnie pierdoli. Ale się wyjątkowo wysilę i wytłumaczę dlaczego pierdoli - znaczy skomentuję szerzej. Ano popełnia ona swoisty grzech zaklinania rzeczywistości z tego prostego względu, że póki co Polska ma się o wiele lepiej niż nasi sąsiedzi - zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt jak bardzo jesteśmy uzależnieni od wymiany handlowej z nimi. Oczywiście nie jest to wyłączną zasługą Tuska czy Rostowskiego - nie zmienia to w niczym faktu, że polityka pójścia pod prąd sprawdza się całkiem dobrze. Zasadniczo trzeba powiedzieć, że im mniej państwa w gospodarce tym lepiej - tym lepiej, że nie mamy cudacznych ruchów w kierunku "stymulowania popytu wewnętrznego" i zwiększania deficytu, co proponowała największa partia socjalistyczna w Sejmie. Nie zapominajmy też o tym, że to właśnie ta partia, wespół z koalicjantami pod kierunkiem najnowszej faworytki prezydenta pani prof. Gilowskiej odpowiada za to, że w okresie najlepszej koniunktury zrobiono dosłownie NIC w kierunku konsolidacji sektora finansowego, w dodatku zmniejszono przychody budżetowe (plus dla nas), zwiększając jednocześnie wydatki (tu już dla nas i budżetu gorzej). Można więc śmiało powiedzieć, że PiS ma aktualnie najmniej do gadania o gospodarce, ekonomii, finansach, radzeniu sobie z kryzysem, etc bo zwyczajnie dali ciała jak było dobrze. Gdyby rządzili nadal to kto wie czy nie mielibyśmy powtórki z dziury Bauca.

Oczywiście można zarzucić rządowi mizerne ruchy w kierunku dalszej prywatyzacji czy odciążania budżetu. Niewątpliwie czekać nas może w przyszłości jakaś podwyżka podatków pośrednich czy szukanie innych źródeł finansowania (ot choćby zapowiedziane dojenie z dywidend tych przedsiębiorstw, które mają zyski i mają nieszczęście być związanymi z instytucją państwową). 2010 rok też nie zapowiada się kolorowo, ale może skończy się na wzroście PKB i zadłużeinu sektora publicznego na mniej niż zapowiadane przez KE ~7% PKB.
Ale spójrzmy racjonalnie: im bardziej się zadłużymy tym więcej przyjdzie nam spłacać, a krótkotrwały wzrost koniunktury na wiele się nie zda. Ot zamiast cyklu kryzysowego w kształcie V, będziemy mieli odwrócony spinacz - w sensie to: |_| lub to |_/ albo nawet i to |__/.

Wybaczcie ale wykresów mi się robić nie chce, ale chyba każdy wie o co kaman, jak to mawiają w pewnej 'muzycznej' telewizji. Zależnie od ilości interwencji państwa kryzys może przebiegać z pozoru łagodniej, ale za to dłużej - im gorsze decyzje tym gorzej dla nas. I niestety nie można analogicznie powiedzieć, że im więcej dobrych ingerencji tym lepiej dla nas. W gruncie rzeczy głosowanie odbędzie się dopiero po eurowyborach i możliwe, że po ogłoszeniu nowelizacji budżetu, więc może nie będzie tak źle. Zależy jak zła będzie nowelizacja.

Działania SLD w tym momencie są dla mnie zupełnie pozbawione sensu - sami na chwilę obecną chyba nie mają już na podorędziu żadnego speca, a biorąc pod uwagę 'socjalny' charakter partii mogą również popierać cześć pomysłów PiS lub wyłazić z własnymi, które o kant rzyci można będzie rozbić. (Nie, nie panie Napieralski - ja wiem, że pewnie pan nie czyta - ale i tak napiszę: wy nie macie doświadczenia w wychodzeniu z kryzysu - wy je mieliście - ale wątpliwym jest byście mieli w zanadrzu ekonomistę pokroju Belki).

Drugim z artykułów przykuwającym mój wzrok jest wczorajszy list otwarty wysmażony przez Roberta Krasowskiego - naczelnego "Dziennika". W liście tym całkiem słusznie nie pozostawia on suchej nitki na żyjących złudzeniami pieniaczach internetowych. Może to dlatego, że taka arogancka menda ze mnie ale list osobiście przypadł mi do gustu - raz, że do obrońców kataryny nie należę, dwa, że za blogera czy wielkiego komentatora się nie uważam, mimo okresowych napadów megalomanii, trzy, że właściwie mnie również zwyczajnie bardzo irytują, że posłużę się niedopowiedzeniem wieczne przepychanki, kłótnie, bluzganie i mądrzenie się "wielkich" internautów. Swoją drogą jak przczytuję czasem forum "Gazety" to wręcz powala mnie ogrom różnych nicków z '1' na końcu plujących na wszystko i wszystkich - może nieobiektywnie ale mam wrażenie, że odpluwający się mają minimalnie wyższy poziom. Wnosząc z listu Krasowskiego na forum "Dziennika" podobnie jest. Ot wieczna wojna, która czasem, jak się patrzy na poziom zwyczajnego debilizmu, sprawia wrażenie sprytnego zabiegu mającego wprowadzić zamieszanie i rozpalić forumowy flame. Bo takich idiotów chyba nie rodzą. Chyba...

Tak czy inaczej, abstrahując od tabloidyzacji mediów, ich ostatnio wyjątkowo niskiego poziomu i braku nadawania dyskusji merytorycznego tonu, to trzeba przyznać, że jest sporo racji w tym co pisze rednacz. Wielu jest ludzi, którzy zwyczajnie ukrywając się za złudzeniem anonimowości piszą co popadnie zupełnie nie biorąc odpowiedzialności za swoje słowa. Taka wyjątkowo źle pojmowana wolność słowa - bo wolnosć zawsze musi iść w parze z odpowiedzialnością - bez niej jest kaleka i, że tak sparafrazuję "rozumiana jest jako wolność opluwania ludzi". A tak się zwyczajnie nie godzi - przynajmniej w cywilizowanym kraju, do miana, którego aspirujemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz