Życie jednak jest nowelą. A przynajmniej takie wrażenie można odnieść, gdy bombardowani jesteśmy informacjami o kolejnych rozwodach, alimentach, atakujących wannach, małpkach, romansach i poetyckich fascynacjach za morzem.
Wczoraj kolejną cegiełkę do telenowelowej piramidki naszego politycznego życia dorzuciła Gazeta, informując o liście prof. Hejke do miłościwie nam panującego prezydenta, w którym to "poinformować" raczył jakim to obłudnym człowiekiem jest Janusz Kurtyka i wyraził troskę, że człowiek ten niegodny jest noszenia na piersi orderu, jakim raczył ostatnio prezydent dekorować "odważnych" ludzi.
A niegodzien jest bo w sposób kawalerowi nieprzystający, miał był uwieść żonę pana profesora, stosując tzw. 'podryw na teczkę' - czyli przekazując różne informacje, które nie były dostępne dla Katarzyny Hejke, vice-naczelnej Gazety Polskiej i autorki szeregu artykułów o lustracji, w czasie trwania domniemanego romansu z prezesem IPNu.
Romans miał się toczyć gdzieś w 2006 roku, czyli już jakiś czas temu - zadać więc trzeba sobie zasadnicze pytanie: dlaczego dopiero teraz zdradzony małżonek zdecydował się ujawnić tak wstydliwy fakt z życia? Bo nie jest to sprawa tylko obyczajowa - ujawnianie tajnych akt jeśli mnie pamięć nie myli jest przestępstwem. (Swoją drogą prokuratura już ponoć wszczęła postępowanie mające na celu weryfikację doniesień o popełnieniu przestępstwa).
Dlaczego akurat teraz? Czyżby zasady, którym hołduje pan profesor i którym hołduje ponoć każdy z prawej strony nie obowiązywały, dopóki nie zaczynają być potrzebne? Czemu nie zgłosił się z podejrzeniem popełnienia przestępstwa wcześniej, bo chyba o romansie nie dowiedział się wczoraj, skoro wielokrotnie pisał listy do Kurtyki?
Czyżby kawałek blaszki przypięty przez Lecha przelał czarę goryczy? Czyżby dopiero zbrukanie symbolu poruszyło cne serce profesora, który przełykając wstyd wystosował list do prezydenta?
Pewnie się nie dowiemy. Albo dowiemy się jeśli Kurtyka pozwie profesora do sądu - lub profesor pozwie do sądu Sakiewicza, który stwierdził, że ten ma ostatnio problemy ze zdrowiem - co może oznaczać, że albo Hejke jest już tak oderwany od rzeczywistości, że nawet turboprawica się od niego odcina lub coś jednak jest na rzeczy, a wielbiciel teorii spiskowych, patriota pełną gębą i rednacz GP woli chronić tyłek swojej vice i człowieka, który jeszcze jest gwarantem tego, że IPN będzie wykorzystywany do politycznych rozgrywek i wykańczania lub obsmarowywania ludzi prawdziwie polskiej prawicy niewygodnych.
Inną możliwością jest jeszcze śledztwo prokuratury, które możeby ruszyło coś w sprawie IPNu, gdyby okazało się, że wyciek informacji to prawda. Być może w końcu by to cholerstwo albo ujawniono albo zabetonowano na 50 lat i oznaczono jako tajne - przynajmniej mielibyśmy spokój.
Bo sama sprawa dawania/niedawania w zaian za jakieś korzyści mnie nie dziwi, ani nie rusza - przyzwyczaiłem się do tego, że im bardziej ktoś na prawo, tym większa szansa, że okaże się hipokrytą. Telenowele też nie cieszą się moim specjalnym poważaniem i kto z kim śpi, sypiał, będzie sypiać zostawiam obrońcom moralności.
P.S. (aktualizacja: 18:28 - 29.04.09)
Sam nie wiem czy się powinienem cieszyć, czy nie, ale wychodzi na to, że jednak potwierdza się kilka moich domysłów na temat pana profesora. A przynajmniej tak wnoszę z wywiadu w Dzienniku, który sobie chwilę temu doczytałem
Zaraz wracam
2 lata temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz