piątek, 27 lutego 2009

Euro czy złoty?

Tekst powstał na potrzeby Debaty.

Od czasu jakiegoś obserwujemy w mediach swoistego ping-ponga między obozem rządzącym i lewicą a głównym obozem opozycyjnym, wspieranym przez Rezydenta wszystkich PiSaków. Gra dotyczy euro, tego papierowo-metalowego, a nie piłkarskiego.

Przez jednych jest forsowany jako konieczność i sposób walki z kryzysem, przez drugich jako metoda jego pogłębiania, a i pojawiają się głosy o utracie suwerenności, a nawet tożsamości narodowej. Ale abstrahując od PR-u (forsowanie euro jako recepty na kryzys) i dziwnych urojeń (jak wchodziliśmy do UE to też nas straszono utratą tego i owego i nic nie wyszło), skupmy się na aspektach ekonomicznym i politycznym.

Wprowadzenie euro ma kilka ważnych plusów:
  1. zwiększenie stabilności makroekonomicznej w długim okresie czasu
  2. pozbycie się ryzyka związanego z ryzykiem kursowym, opcjami walutowymi i spekulacjami
  3. zmniejszenie asymetrii informacji po stronie konsumenta, konieczność zwiększania konkurencyjności przez producentów
  4. ułatwione porównywanie cen produktów i usług, a także kosztów na terenie całego Eurolandu
  5. napływ inwestycji wynikający z większej stabilności rynku walutowego i pkt. 2-4
  6. wzrost gospodarczy wynikający z pkt. 5
  7. spadek stóp procentowych, tańszy kapitał, stabilna inflacja
  8. łatwiejsze planowanie budżetu

Do minusów należy zaliczyć na pewno rezygnację z prowadzenia własnej polityki monetarnej na rzecz EBC, ale też nie można tutaj zapominać, że NBP należałby do ESBC oraz o tym, że usunęłoby się ryzyko jakie niosą za sobą pomysły dodrukowywania pieniądza.
Drugim z minusów jakim nas się straszy (poza recesją) jest drożyzna, podwyższenie cen po wejściu euro.

Tak, jednorazowy wzrost cen może nastąpić - wg danych z Eurostatu w przypadku krajów "12" zmiana waluty stanowiła od 0,1-0,3 punktu procentowego. Do tego należy doliczyć normalną inflację, oraz inne czynniki, które mogą wpływać na wzrost cen i wpływały wtedy.

Warto też zauważyć, że produkty, które mogą zdrożeć stanowią około 26% koszyka dóbr, tych, które kupujemy najczęściej - stąd możliwość zauważenia wzrostu cen nieproporcjonalnego do ich rzeczywistego wzrostu. Trzeba też wspomnieć, że ceny niektórych towarów mogą również się zmniejszyć lub ustabilizować.

Co do możliwej recesji: polska gospodarka różni się od zachodnich. Tamte mają dłuższą tradycję stabilności, rynek jest też dużo bardziej regulowany, jak i również większy % PKB jest przejadany przez różnego rodzaju świadczenia publiczne. Polska natomiast otrzymała spory zastrzyk w postaci wstąpienia do UE i pieniędzy z tejże.
Kłamstwem więc, a co najmniej manipulacją mijającą się z prawdą, jest stwierdzenie, że polska gospodarka idzie szybciej od zachodnich bo nie ma euro, a gospodarki zachodnie zwolniły po euro wprowadziły.

Tekst się robi coraz dłuższy, więc krótko o polityce: wspólna waluta europejska w krótkim czasie może stać się również walutą światową, dodatkowo sprzyja ona dalszej integracji państw europejskich. Historia pokazuje, że lepiej być w grupie silnej, niż samotnie się bawić w martyrologicznego bohatera. ;)

Podsumowując: Polska stoi przed koniecznością wejścia najpierw do ERM II, co ustabilizowałoby naszą walutę, a także umożliwiałoby jej aprecjację, a później do strefy euro. Patrząc na Litwę, Łotwę czy Estonię możemy zauważyć, że ich waluty nie dostały po tyłku tak mocno jak nasza.
Przeprowadzanie referendum w sprawie terminu wprowadzenia euro to szczyt debilizmu, bo to jest coś o czym decydować powinny czynniki makroekonomiczne i specjaliści, a nie naród, który zwyczajnie się nie zna. Termin musi być optymalny. Dwugłos w sprawie euro tylko pogarsza naszą sytuację, zmniejsza zaufanie inwestorów i powoduje kolejne, drobne huśtawki złotego. Dodając do tego fakt, że główna siła opozycyjna w postaci PiS z aniołkiem prezesa i Rezydenta z doradcami w dziedzinie ekonomii jest mierna, co pokazała dwoma latami marnowania wzrostu i przeżerania go, oraz ostatnimi pomysłami na ratowanie gospodarki, należy potraktować ich jak miernoty czyli zignorować.
Potrzeba czytelnej informacji wysłanej do społeczeństwa, informacji, która raz, że obnaży indolencję eurosceptyków, dwa: rzetelnie poinformuje o wadach i zaletach waluty. Bo celować z nią trzeba głównie w niezdecydowanych. A odkładanie tego na wieczne nigdy czy lata dwudzieste XXI wieku tylko pogarszać będą naszą sytuację.

2 komentarze:

  1. Ja się z Tobą zgadzam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale z Ciebie manipulant ... Po co mamy wchodzić na tonący statek ? Nie rozumiem tego ...

    OdpowiedzUsuń